Przed Ukraińcami kolejna wojenna Pascha. Poprzednie koncentrowały się na doświadczeniu cierpienia, w tym roku będzie przebiegać w perspektywie nadziei na pokój. Dla udręczonych wojną, pokój jest pragnieniem i marzeniem.
Mniej alarmów
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na początku wojny Ukraińcom trudno było przyzwyczaić się do alarmów, w atmosferę miast i miasteczek wtargnęły nagle odgłosy syren, budzące napięcie i strach. Z biegiem czasu ludzie obojętnieli, chyba, że padały dodatkowe ostrzeżenia o nalotach. – Teraz nie możemy przyzwyczaić się do braku alarmów. Od połowy marca zdarzają się rzadko. Kiedy jest cisza, spodziewamy się, że szykuje się coś groźnego. Codziennie jednak o wojnie przypomina nam godzina dziewiąta rano – mówi Siergiej Antoniuk, lwowski prawnik. Przed kilku miesiącami we Lwowie narodziła się inicjatywa, aby każdego dnia o godzinie dziewiątej wspomnieć poległych za Ukrainę; pomysł podchwyciły wszystkie regiony. W miastach najpierw rozlega się głos spikera, wzywający do minuty ciszy, a po tym czasie odgrywany jest hymn narodowy „Nie umarła jeszcze Ukraina”. W czasie ciszy zatrzymują się samochody, autobusy i tramwaje, na chwilę przystają też ludzie, widać, że się modlą, niektórzy klękają. Po chwili wracają do swoich obowiązków z nadzieją, że w przyszłości musi być lepiej.
Niepewność
Reklama
Pani Waleria od trzech lat mieszka we Włodzimierzu Wołyńskim, miasteczku położonym tuż przy polskiej granicy; wcześniej żyła w obwodzie żytomierskim. – Przeprowadziłam się z dziećmi zaraz po wybuchu wojny – wspomina kobieta. – Z pochodzenia jestem Polką, mam męża Ukraińca; jest wojskowym, ale nie na pierwszej linii frontu. Tutaj są nasi krewni, pomogli nam na początku. Teraz mam pół godziny do przejścia granicznego w Zosinie, jeśli sytuacja wojenna pogorszy się, zdążymy z dziećmi uciec do Polski – mówi. Kobieta ceni sobie możliwość udziału w życiu parafialnym w kościele ojców Karmelitów, Polaków. – Chodzimy w każdy piątek na Drogę Krzyżową. Zauważyłam, że dodaje mi sił i nadziei. Chrystus także przeszedł mękę i cierpienie, ale ostatecznie zwyciężył. Ja muszę mieć tej nadziei dużo, nie tylko dla siebie, ale i dla dzieci i przede wszystkim dla męża – dzieli się pani Waleria. W jednej z szaf ma dużą walizkę z rzeczami spakowanymi na wypadek nagłej konieczności wyjazdu. Poprzednio ewakuowała się w chaosie, obecnie w kilka minut może ruszać w drogę. Na razie przygotowuje się do Wielkanocy, znowu bez męża, ale ufa, że ostatni raz świętować będą oddzielnie.
Prowadzi nas Bóg
Dla wielu Ukraińców, przebywających w naszym regionie, to będzie trzecia uchodźcza Pascha. Oswoili się z polskimi obchodami Wielkanocy, niektóre obrzędy, np. święcenie pokarmów, mamy podobne. Na stołach mogą się pojawić tradycyjne ukraińskie potrawy. W sklepach prowadzonych przez Ukraińców prawie w każdym lubelskim mieście, właściwie niczego nie brakuje. Dlatego podane mogą być ulubione kulebiaki (pierożki), sało (słonina) i słodka pascha (ciasto). – Jak w każde święta, w Wielkanoc także wraca tęsknota za tym, co zostawiliśmy na Ukrainie. Znowu trzeba będzie popłakać i wspomnieć czasy sprzed wojny – opowiada pani Kateryna. Płacz w jej przypadku jest zrozumiały; straciła na wojnie męża, w Lublinie pozostaje z kilkuletnim synkiem. Zanim usamodzielniła się, otrzymywała duże wsparcie ze strony Polaków. – To ludzie bardzo religijni, widziałam, że ich życzliwość płynęła z wiary. Pan Bóg postawił ich na mojej drodze. On mnie prowadzi, a ci ludzi pozwolili mi zamieszkać w swoim domu – mówi z wdzięcznością kobieta.
Losy ukraińskich uchodźców są doskonałym przykładem „pielgrzymów nadziei”, o których tak wiele słyszymy w Roku Jubileuszu 2025.